środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 5.







 Kain obudził się nad ranem, przez okno wpadały do pokoju pierwsze promienie słońca. Po chwili chłopak zorientował się, że coś jest mocno nie tak. Nie mógł się ruszyć, czyjaś ręka oplatało mocno jego ramiona, całkowicie uniemożliwiając poruszanie się. Chłopak przekręcił głowę tak, by móc zobaczyć twarz trzymającej go osoby. Poczerwieniał na twarzy gdy zobaczył za sobą nikogo innego jak szanownego Pawia.
- Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?!
Krzykną zdezorientowany Kain, budząc tym samym Olivera. Ten jak gdyby nigdy nic spojrzał na Kaina.
- Coś się stało?
Zapytał najzwyczajniej w świecie.
- Dlaczego leżysz w moim łóżku?!
Mężczyzna uśmiechną się przebiegle, co wcale nie spodobało się Kainowi.
- To nie ja leżę w twoim łóżku, to ty leżysz w moim.
Oczy Kaina rozszerzyły się, a twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Jak rażony piorunem wyskoczył z łóżka i snął pod drzwiami. W głowie mu się nie mieścił, że spędził noc z Pawiem i na dodatek w tym samym łóżku! Chłopak bezskutecznie próbował otworzyć drzwi, te jednak otworzyć się nie chciały. Nagle coś zabrzęczało tuż nad jego prawym uchem.
- Nie mów mi, że zamykasz się na noc w sypialni.
Powiedział zdezorientowany Kain.
- Od wczoraj już nie tylko siebie.
Złośliwy uśmieszek Pawia odcisnął trwał ślad na kruchej psychice Kaina. Chłopak zaczynał się bać stojącego twarzą do niego mężczyzny. Jednak po chwili strach zamienił się w instynkt przetrwania i jednym zwinnym ruchem Kain pozbawił zaskoczonego Olivera kluczy. Pospiesznie otworzył zamek drzwi i wpadł do salonu, po czym szybkim krokiem zaczął kierować się w stronę wyjściowych drzwi. Gdy jednak i te były zamknięte zrozpaczony chłopak padł na kanapę.
- Po jaką cholerę zamykasz się na tyle zamków?! Boisz się, że ktoś cię napadnie?! W twoim zamku?!
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
Odpowiedział z powagą mężczyzna.
Kain już nic nie powiedział. Ciekawy był tylko, czy zamykał też okna na zamki. Po niedługiej chwili przybył jeden z nadwornych służących, oznajmiając, że śniadanie zostało właśnie podane. Na samo wspomnienie o jedzeniu Kainowi zaczęło burczeć w brzuchu. Nie jadł nic praktycznie od wczoraj, a dodatkowy stres spowodowany poranną małą niespodzianką tylko wyostrzył mu apetyt.
- Zaraz zejdziemy.
Powiedział Oliver po czym zlustrował Kaina od stóp do głów. 
- Zamierzasz TAK iść na śniadanie?
Chłopak spojrzał po sobie, ubrany był tylko w porozpinaną koszulę i za duże ciemne spodnie. Mimo, iż wiedział, że nie jest to szczytem elegancji myślał, że nie było w tym nic nagannego.
- Coś jest nie tak?
Paw tylko pokręcił głową z politowaniem. Szybko zgarnął chłopaka do małego pomieszczonka, pełniącego rolę garderoby. Kain wlepiał fiołkowe ślepia w piękne ubrania starannie porozwieszane na wieszakach. Zdziwił się jeszcze bardzie, gdy mężczyzna podał mu białą, jedwabną koszulę i ciemne materiałowe spodnie.
- Tak się stroić? Do śniadania?
Pytał z niedowierzaniem Kain. On w życiu nie nosił niczego innego, jak tylko swoich zdartych jeansów i za dużych bluz. A teraz sama koszula miała prawie większą wartość niż cały dorobek jego życia. 
- Zawsze tak jemy. Dzisiaj mamy także gościa na śniadaniu, więc proszę zachowuj się.
Chłopak prychnął tylko, po czym poszedł do łazienki by włożyć na siebie nowe ubrania. Tak jak myślał spodnie i koszula były na niego za duże. Jednak z nabożeństwem podwinął rękawy koszuli, tak , by nie popaść w szkodę. Po wyjściu z łazienki zastał gotowego już do wyjścia Pawia, wypucowanego i odstawionego jak się tylko da. Na widok Kaina załamały mu się ręce nie było już jednak czasu na jakiekolwiek poprawki. 
Szybkim krokiem przemierzali pałacowe korytarze. Zatrzymali się dopiero pod wielkimi dębowymi drzwiami.
- A tak właściwie... to za kogo ja się mam podawać?
Zapytał przestraszony nie na żarty Kain.
- Jak to za kogo? Za mojego narzeczonego skarbie.
Paw rzucił przelotny uśmiech czerwonemu jak burak Kainowi. Nie czekając na jego odpowiedź otworzył drewniane drzwi, chwycił chłopaka za rękę i wprowadził do ogromnego pomieszczenia.
Kain nigdy nie był w królewskiej jadalni. Mimo, iż kilkakrotnie przechodził obok niej nigdy nie miał czasu się przyjrzeć. W rzeczywistości sala była większe niż się ego spodziewał. Jasne pomieszczenie rozświetlały ogromne okna, ciągnące cię od podłogi do samego sufitu. Przystrojone błękitnymi zasłonami. Kain naprawdę nie zazdrościł tym, którzy odpowiedzialni byli za wymianę firan i mycie okien.,, Muszą mieć pewnie wykupioną jakąś polisę na życie...'' pomyślał chłopak. 
Centralnym punktem sali był ogromny podłużny stół, mogący pomieścić co najmniej sto osób. Teraz był nakryty białym, haftowanym w kwiaty obrusem. Na jego blacie stało kilka talerzy i komplety sztućców. 
Przy stole siedział już król, królowa i owy gość. 
- Witaj synu. 
Powiedział król ciepłym i barwnym głosem.
- Dzień dobro ojcze. Witaj matko, panie ministrze.
Trochę zdezorientowany Kain zmusił się do cichego dzień dobry, po czym zajął miejsce wskazane mu przez  księcia. Po lewej stronie króla, zaraz za ministrem na przeciwko Pawia. 
Minister był przystojnym człowiekiem w średnim wieku. W jego oczach tańczyły żywe ogniki, co zdradzało go jako ministra od spraw handlu. Po jego wyglądzie i zachowaniu można było wywnioskować, że sprzedałby rolnikowi jego własnego osła. 
- A któż to?
Minister wskazał na Kaina palcem, w ogóle nie dbając o zasady nadwornej etykiety.
- To jest Kain... Devo...Lome...
Wydukał pospiesznie Paw. 
- Jesteś z  Tenebris*?
Zapytał minister. Kain rzucił Oliverowi spłoszone spojrzenie.
- Jest z południowego Argentum**.
- Za przeproszeniem, ale czy panicz DevoLome nie ma własnego języka?
Zapytał minister. 
- Mam i tak, jestem z Argentum.
Wiedza Kaina ograniczała się do pięciu podstawowych państw. Luxu***Samarii**** Tenebris, Vallis*****i Glacies******. W życiu nie słyszał o żadnym Argentum! Jego jedyną szansą na wyjście z sytuacji z twarzą było zaufanie Pawiowi. Jeśli mówił, że jakieś Argentum istnieje, to musi istnieć!
- Och... wydawało mi się... Masz podobne oczy do pewnej osoby... nie pamiętam jak mu było.... ?
Królowa nerwowo wodziła widelcem po talerzu, jej ręce prawie drżały.
- Tak swoją drogą to nigdy nie słyszałem o rodzinie DevoLome...
- To... nie jest znana rodzina...
Wydukał niemądrze Kain. Ta sytuacja robiła się dla niego coraz bardziej niezręczna.
- Przybyłeś do Samarii bo?
Wypytywał się coraz bardziej minister. Kain wiedział już, że ten człowiek ma gdzieś dworską etykietę. Co prawda sam nie wiedział o niej praktycznie nic.
- Kain jest moim narzeczonym.
Powiedział Oliver. Minister siedział przez chwilę cicho. Po czym wybuchnął szczerym śmiechem.
- Na prawdę? Winszuję kochany bratanku!
Mówił śmiejąc się coraz głośniej.
- Wuju. Ty wiesz, że tu obowiązuje jednak jakaś etykieta?
Teraz Kain kompletnie nie wiedział już co się dzieje. Minister był wujem Pawia?
- Kain, to jest brat mojej matki a także obecny minister od spraw handlu.
Przedstawił go Oliver. 
- Mam nadzieję, że będziesz się opiekować moim kochanym bratankiem, Kainku, On jest bardzo delikatnym dzieckiem.
Kain nerwowo wstał od stołu przypadkowo wpadając na jedną ze służących podających właśnie śniadanie. Chłopak zachwiał się i upadł pociągając za sobą obrus. Teraz miał na sobie więcej, niż chciał mieć. Włącznie z owsianką, herbatą i jajecznicą.

--------------


*Tenebris- jedno z największych królestw. Zamieszkują je stworzenia takie jak szczeniaczki wspomniane w poprzednim rozdziale i inne tego typu demony. Tenebrianie(mieszkańcy) preferują bawienie się czarną magię.  Królestwo to toczyło częste wojny z Luxem. 
**Argentum- małe królestewko zajmujące się głównie wydobywaniem syrowców naturalnych, których im nie brakuje;)
***Lux- ,,Białe Królestwo''. Zamieszkują je elfy i dobre wróżki. Mieszkańcy Luxu w przeciwieństwie to Tenebrian wolą białą magię. Królestwo to zalicza się do największych. Jest w sojuszu z Samariią ( królowie są braćmi)
****Samria- neutralne królestwo, w którym toczy się akcja opowiadania. Co prawda wisi nad nim widmo wojny domowej, ale mimo wszystko zalicza się do największych i najbardziej wpływowych. TO jest narodowym dziedzictwem Samarii. Przez TO państwo znajduje się w tak ciężkiej sytuacji.
*****Vallis- górzyste królestwo słynące ze swych miast porozmieszczanych nawet na najwyższych górach.
******Glacies- najzimniejsze z królestw. Położone na północy kontynentu, gdzie jest najzimniej. Zawsze zgarniają pierwsze nagrody w konkursach łyżwiarskich;P Jednak mieszkańcy Glacies słyną ze swej zimnokrwistości.


Komentujcie!




poniedziałek, 17 grudnia 2012

Ogłoszenie!





Następna notka wejdzie z lekkim opóźnieniem, ale na pewno ją wstawię:) Zachęcam do komentowanie, bo to naprawdę miło wiedzieć, że ktoś czyta to, co piszę. Tak więc następna notka na bank wejdzie jutro:)

niedziela, 9 grudnia 2012

UWAGA! One shot;-) Już zawsze...






Spotkaliśmy się przypadkiem, podczas spaceru. Nieznana mi dotąd twarz wydała się nadzwyczaj bliska. W oczach można było dostrzec charakterystyczny błysk. Patrzyłem i nie mogłem oderwać oczu. Do tego te ciemne włosy, tamtego dnia rozwiane przez wiatr. Już na zawsze chcę zapamiętać ten uśmiech, to spojrzenie, którym tak często na mnie patrzyłeś.      Potem były miłe słowa, nieśmiałe wyznania. Padające niby przypadkiem, lecz mające ogromne znaczenie. Już na zawsze chcę zapamiętać twoje słowa, tak głębokie i piękne…    Było jak w bajce, wspólne wycieczki, nocne spacery… Już zawsze chcę pamiętać te miejsca, w które tak często mnie zabierałeś.                                                                                           Wszystko było wspaniałe, tak długo, jak byłeś ze mną. Już na zawsze chcę zapamiętać twoje ciepłe ramiona, którymi mnie obejmowałeś… tak wspaniale… Lecz nic nie trwa wiecznie. Odszedłeś, tak po prostu zniknąłeś z mojego życia. Ten ból, który towarzyszył mi tamtego dnia pozostanie wieczny, rany nigdy się nie zagoją. Już zawsze będę pamiętał to cierpienie, widząc cię leżącego na szpitalnym łóżku. Byłem tam, widziałem jak powoli opuszcza cię życie.  Nie mogłem nic zrobić… nie mogłem… Już zawsze będę pamiętał twoją zimną martwą dłoń, którą nadal mnie trzymałeś…           Już nigdy cię nie zobaczę…                                                                                       Mijały lata, wiosny, jesienie i zimy… lecz pozostał ból, pozostało cierpienie i gorzkie łzy.                      Mijały dni i lata… wszystko się rozmyło… serce aż tak nie bolało… Czasem tylko patrzyłem w niebo i widziałem twój uśmiech. Czasem udawało mi się go odwzajemnić, lecz nie udawało mi się powstrzymać potoku łez, które zawsze cisnęły się do oczu.                                          Już zawsze chcę pamiętać, jak bardzo cię kocham…

Wielkie przepraszam , za to, że tak smucę. Jednak to było silniejsze ode mnie, jeden obrazek może czasem zacząć całą historięJ.  

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 4.





Oniemiały Kain osunął się na kolana. Wszystko nagle zwaliło mu się na głowę. Był zagubiony, błądził jak dziecko we mgle, które co kilka minut wpada na drzewo.
- Że niby jak?!
Krzyknął słabym głosem.
- Tak, że teraz masz TO w sobie.
Odpowiedział Oliver bezbarwnym głosem.
- Dlaczego?
- Dlaczego w tobie? Nie mam zielonego pojęcia.
Wzruszył ramionami po czym podszedł do ojca.
- Zamieszka w moich pokojach.
Król pokiwał nieznacznie głową po czym zaczął iść w stronę drzwi. Na progu pokoju zatrzymał się i powiedział:
- Pamiętaj, że ty za niego odpowiadasz. Nie życzę sobie żadnego skandalu i nich nie pałęta się po pałacu.
To mówiąc wyszedł, za nim podążył niski mężczyzna, jeden z królewskich znachorów. Królowa spojrzała jeszcze tyko przez chwilę na Kaina po czym również opuściła pomieszczenie. Podczas wysłuchania słów króla chłopak czuł się jak jakieś niechciane zwierzątko domowe. Brakowało mu jeszcze tylko obroży, chociaż spodziewał się, że niedługo mu ją założą...
W pomieszczeniu został tylko Paw, który bezustannie wpatrywał się w chłopaka.
- Zamierzasz tu tak wieczność spędzić? Wstań, zaprowadzę cię do komnat.
Jednak Kain nawet nie drgnął. Ciągle zupełnie zaszokowany klęczał na podłodze, pusto wpatrując się w posadzkę.
- Ogłuchłeś?
Oliver podszedł do chłopaka po czym delikatnie dotknął jego pleców. Ten natomiast natychmiast oprzytomniał i szybko wstał na równe nogi.
- Jakim prawem?! Jakim prawem mnie tu trzymacie?!
- Prawem głowy tego państwa.
Powiedział Oliver. Kaina najbardziej dziwiło to, że mówi tak jakby to było czymś oczywistym.
- Dlaczego nas zaręczyłeś?!
- Wolałbyś spędzić resztę życia na stole laboratoryjnym? Niektórzy nasi znachorzy preferują dość...niekomfortowe metody badawcze.
Kain już nic nie mówił. Widział, że na każde jego pytanie Paw miał jakąś, co gorsza trafną, odpowiedź. Więc nie mówił już nic, po prostu szedł. Ciemny korytarz oświetlały jedynie przygaszone lampy. Minęli zaledwie kilka zakrętów ale Kainowi droga wydawała się wręcz przerażająco długa. Kamień spadł mu z serca, kiedy wreszcie doszli do drzwi komnat Olivera. Paw popchnął drzwi, które otworzyły się z niemałym skrzypnięciem, które głucho odbiło się w pustych korytarzach.
Za drzwiami znajdował się mały salon, z którego wychodziło parę innych przejść.
- Wejdź.
Powiedział Oliver, po czym zapalił światło. Rozświetlone już pomieszczenie nie wyglądało źle. Było urządzone elegancko, jednak bez wielkiego przepychu, charakterystycznego dla większości pałacowych pomieszczeń. Salon wyposażony był jedynie w sofę, nieduży stolik i dywan. Na ciemnozielonych ścianach wisiało kilka obrazów.
Kain nieśmiało wszedł do pomieszczenia. Patrzył po pięknych obrazach, jego uwagę zwrócił jeden z portretów. Namalowana na nim kobieta miała te same bląd włosy i zielone oczy co Paw. Wyglądali właściwie identycznie, pomijając to, że twarz kobiety była bardziej owalna, ni twarz Pawia.
- Moja matka.
Powiedział stojący tuż na chłopcem książę.
- Zmarła kiedy miałem cztery lata. Żałoba ojca nie była zbyt długa, ponieważ niecały miesiąc po jej śmierci wziął sobie nową żonę.
- Nie lubisz jej? Znaczy się obecnej królowej...
- To... dobra kobieta... ale widać było, że nigdy nie wychowywała dziecka.
Na te słowa na twarz Kaina wszedł smutny uśmiech. To co mówił Paw było prawdą. Elizabeth nigdy nie zajmowała się Kainem, wychowywał się na ulicy. Do zamku przychodził jedynie na noc, nikt nie mógł się dowiedzieć o jego istnieniu.
- Tu jest sypialnia.
Powiedział Oliver wyrywając chłopaka z zadumy. Kain spojrzał w kierunku wskazanym przez księcia, po czym przeszedł do owej sypialni. W przytulnym, tonącym w mroku pomieszczeniu było jedynie duże łóżko. Nogi Kaina same poniosły go w jego kierunku. Chłopak opadł na miękki materac, dopiero teraz czuł, jaki jest zmęczony.

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 3.





Obudził się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Zamglonym wzrokiem rozejrzał się po pokoju. Było to średniej wielkości pomieszczenie, na ceglanych ścianach wisiało parę portretów. Jedynym źródłem światła była mała lampa stojąca przy łóżku, na którym leżał Kain. Jego uwagę przykuł jeden z portretów zawieszonych na lewo od łóżka. Barczysty mężczyzna, w którym Kain rozpoznał króla Zachara I, ramieniem oplatał młodą kobietę. Chłopak przyjrzał się jej uważniej, wydawało mu się, że zna te rysy twarzy i te jasne, kręcone włosy... MATKA! To na pewno była ona, królowej Elizabeth nie dałoby się pomylić z żadną inną kobietą. Kain zaczął nabierać coraz więcej podejrzeń, coś tu było nie tak... gdzie on właściwie leży? Jeszcze raz zerknął na portret. Przy królu stała niska postać. Bląd włosy okalał jeszcze dziecinną twarzyczkę. Zielone oczy patrzyły wesoło, usta układały się w delikatny uśmiech... młody książę Oliver, wstrętny Paw!
Teraz wiedział, że jest źle. Podniósł się gwałtownie z łóżka, jednak tępy ból na piersi nie pozwalał mu się poruszyć. Opadł na łóżko gdy usłyszał głosy dobiegające zza drzwi.
- Nie ma sposobu by TO wyciągnąć?!
Dał się słyszeć niski, wyraźnie rozwścieczony głos.
- Na razie nie... ale ciągle szukamy.
Odpowiedział ktoś roztrzęsionym głosem.
Kain zamarł w bezruchu gdy otworzyły się drzwi... a w nich stanął nikt inny niż sam król! Mężczyzna w podeszłym wieku rzucił spojrzeniem w kierunku Kaina. Chłopak zaciskał powieki starając się wyrównać oddech. Bał się jak nigdy w życiu.
- Że też taki śmieć mógł tak po prostu się z TYM połączyć!Takie zajście nigdy nie powinno mieć miejsca!
Rozzłoszczony chodził tak i z powrotem. Znów dało się słyszeć otwieranie drzwi.
- Czy to prawda?!
Uniósł się kobiecy głos, który Kain znał zbyt dobrze. Ścisnął się w sobie jeszcze bardziej. Wiedział, że leży już jedną nogą w grobie.
- Niestety tak Elizabeth. Co gorsza nie można się TEGO z niego pozbyć!
Nastała chwilowa cisza, jednak prawie słychać było unoszące się w powietrzu emocje.
- Co z nim zrobimy?
Zapytała cicho królowa.
- Nie mam zielonego pojęcia...
Głos króla Zachara wydawał się co najmniej załamany. Nikt nie miał pojęcia, co się stanie.Nikt nie miał pojęcia, jakie konsekwencje to za sobą pociągnie. Byli jak krety wyciąg niente z podziemi, zdezorientowani i  ślepi.
- Niech zostanie moim narzeczonym.
Odezwał się głos, który dotychczas siedział cicho. To oznajmienie musiało wstrząsnąć nie tylko Kainem, ale też wszystkimi osobami w obrębie pokoju.
- Synu, chcesz, żeby twoim narzeczonym został taki plebs? To byłaby więcej niż hańba dla naszego rodu!
Odezwał się król.
- Nikt nie musi wiedzieć, że jest z pospólstwa, poza tym może to być tylko na czas jak on ma TO w sobie.
- Kochanie, to może ma jakiś sens...
Powiedziała Elizabeth. Dla Kaina leżącego niespokojnie na łóżku to było już przegięcie. Że niby ma zostać narzeczony Pawia?! Na dodatek jego matka była za zaręczynami. Świat zwariował!
- Sam nie wiem... A jeśli się wyda? Lordowie będą coś podejrzewać!
- Powiesz, że planowaliśmy to już od dawna... że to syn jednego z zagranicznych hrabiów.
Przekonywała królowa męża.
- Nie ma innego wyjścia prawda?
Powiedział bardziej potwierdzając niż pytając.
- Więc dobrze. On zostanie twoim narzeczonym.
- Powariowaliście!?
Krzyknął Kain, mimo ostrego bólu na piersi podniósł się z łóżka. Chłopak patrzył po zdezorientowanych twarzach osób znajdujących się w pomieszczeniu. Nie miał zamiaru patrzeć, jak tak po prostu decydują sobie o jego życiu.
- Kain...
Wyrwało się z ust królowej, która szybko się opamiętała i zakryła sobie dłonią usta.
- Ty go znasz?!
Powiedział coraz bardziej wkurzony król.
- Ja...widziałam go kiedyś...to syn...jednej z moich służących...
Wydukała. Na twarz Kaina wpełznął nieprzyjemny grymas. Tak jak sądził, matka nie przyzna się do niego choćby pod groźbą śmierci.
Król jak widać nie był usatysfakcjonowany odpowiedzią, jednak przestał drążyć temat, miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
- Więc jesteś Kain.- zwrócił się w stronę chłopca- Mogę wiedzieć ile ty masz lat?
- 15...
Powiedział Kain jak widać zbity tym pytaniem z tropu.
- 15!? Na pewno chcesz by twoim narzeczonym był taki szczeniak?
Król zwrócił się w kierunku Olivera.
- Niby kto zostanie jego narzeczonym!? Ja nie zamierzam się pchać w to bagno!
Krzyczał na całe gardło Kain. Oliver obrócił się z stronę chłopca.
- Ty już w nim siedzisz. Od chwili kiedy włożyłeś TO na szyję, jesteś w tym, jak to określiłeś bagnie.
- Że co?
Paw podszedł bliżej Kaina, tak blisko, że dzieło ich kilka centymetrów.
- To.
Powiedział Oliver, po czym jednym szybkim ruchem rozpiął kilka najwyższych guzików koszuli Kaina. Zdezorientowany chłopak odepchnął od siebie Pawia po czym zaczął zapinać guziki koszuli. Jego ręka zatrzymała się jednak, gdy zobaczył ciemne koło ma piersi. Nieduży ślad, jakby wypalony, było dobrze widać na bladej skórze chłopaka.
- Co to jest?!
Zapytał.
- To jest to, co założyłeś sobie na szyję, akurat w dniu przesilenia.




   



  

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 2.





Siedzieli w krzakach nieopodal granicy lasu. Z daleka widać już było nadjeżdżający korowód pełen strażników i ,, szczeniaczków,,.  ,, Szczeniaczki,, były niczym więcej jak przerośniętym psem połączonym ze  świnią. Biada tym, którzy bawią się genami!
- Czy TO jest aż tak ważne? Żeby jeszcze targać ze sobą te bestie...
Mruknął Ed pod nosem. Edward Crup pałał więcej niż niechęcią do wszelkich stworzeń sprowadzanych z królestwa Tenebris. Była to odwzajemniona niechęć. On, jako w połowie obywatel królestwa Luxu nie trawił stworzeń wyciągniętych z otchłani a one nienawidziły jego.
- To naturalne, że psy chodzą ze szczeniakami.
Warknęła Alicja. Wszyscy od rana chodzili jak na szpilkach. Jeden błąd wystarczy, by wszyscy wylądowali w podziemiach, a wtedy położy to kres planom RO-mów( Ruchu Oporu). Co więcej podziemia Zamku Królewskiego Samarii były... wyjątkowo nie przyjemne. Nie wchodzi do nich nikt, poza skazanym. Jak można się domyślać też nikt z nich nie wychodzi.
Kain nie spał prawie całą noc, rozważając możliwości potoczenia się dzisiejszej akcji. Teorii było wiele, od dobrego potoczenia się akcji do trzaśnięcia wielkiego meteorytu w ziemię. Najgorsza wydawała mu się jednak opcja trafienia przed oblicze sądu. Oczami wyobraźni widział matkę siedzącą po prawej stronie króla, gdy ten będzie go sądzić. Zapewne nie uczyniła by nic, żeby obronić Kaina. Wpatrywałaby się tylko z pogardą i wyższością, jak to miała w zwyczaju.
Anthony wydawał się nie mniej podenerwowany. Jego ojciec, David von Ksarius był wielokrotnie odznaczanym pierwszym oficerem straży królewskiej. Gdyby tylko dowiedział się, że syn jest w RO-mach zapewne własnoręcznie wepchną by go do podziemi. Jak można się domyślać ich relacja była raczej napięta. Chłopak miał jednak matkę i siostrę, które kochał nad życie.
Każdy miał coś cennego, czego nie chciał zostawiać. Dlatego nie mogli sobie pozwolić na choćby najmniejszy błąd. Kain nie maił nic cennego, mimo to nie zamierzał wylądować w podziemiach, pociągając za sobą przyjaciół.
Korowód zbliżał się z zawrotną szybkością. Nie minęła chwila gdy przekroczył granicę lasu.
- Teraz nie ma już odwrotu.
Powiedział An.
- Jeszcze jest - powiedział Ed, korowód wszedł głębiej w las i właśnie w tym  momęcie wóz wystrzelił w powietrze- Teraz już nie ma.
Powiedział po czym pośpiesznie udał się na swoje stanowisko. Alicja, która już wcześniej przygotował swoistą wyrzutnię idealnie trafiła z swój cel. Teraz opancerzony wózek toczył się w kierunku polanki. Na razie wszystko szło idealnie...
Zdezorientowani strażnicy stanęli jak na szpilkach. Część szybko podbiegła w kierunku wózka, część poszła w krzaki. Idealnie... Teraz czekał na nich Ed z arsenałem granatów ogłuszających. Ed jest napalonym fanem granatów. Zarówno tych robiących BUM, jak i tych do jedzenia. Mistrz granatnictwia(dop. od autora: nie wiem czy jest taki zawód...) i tym razem nie zawiódł, teraz część żołnierzy zniknęła bezpowrotnie w krzakach. Idealnie... Nagle dał się słyszeć głuchy strzał. Charakterystyczne WSSITTT mogło należeć tylko do karabinów królewskich. ,,Szczeniaczki,, zostały spuszczone ze smyczy. Mechanizm wyrzutni zadziałał ponownie. Wózek znów uniósł się w górę po chwili został pochwycony przez gryfa. Tego nie było w planach! Czyżby korowód był osłaniany także z góry? Jeśli było ich więcej, mogli polecieć po pomoc, a to miałoby opłakane skutki dla całej akcji. Kain szybko rzucił okiem(dosłownie) w stronę granicy lasu. Ono posłusznie rozwinęło małe skrzydełko i poleciał na polanę przed lasem, uniosło się w górę z daleka widać było biegnący na pomoc odział. Zimny pot oblał chłopak o d stóp do głów. Jest źle, trzeba szybko przechwycić wózek, a potem spadać gdzie pieprz rośnie! W ogólnym zamieszaniu i wyciu ,,szczeniaczków,, dało się słyszeć łomot. Wóz spadł na ziemię tuż przed oczami Kaina, widocznie An postanowił sięgnąć po cięższą artylerię. Teraz z wózka pozostały jedynie strzępy w plasku zachodzącego słońca widać było pobłyskującą skrzynkę. Chłopak praktycznie wystrzelił w jej kierunku. Była uszkodzona, pociągnięcie Kaina sprawiło, że całkowicie się rozleciała. Pozostał tylko leżący na ziemi złoty medalik.
- Nie rusz!
Z dala usłyszał znajomy głos. Czyżby księciu Oliverowi znudziło się siedzenie w wygodnym fotelu? Krzyki Pawia spowodowały jeszcze szybsze zgarnięcie medalika z ziemi. Kain pospiesznie wystrzelił w powietrze złotą racę, dając sygnał o przechwyceniu celu i pospiesznym odwrocie. Ponieważ Paw był coraz bliżej, chłopak szybko włożył sobie medalik na szyję po czym ostatni raz odwrócił się w stronę nadchodzących oddziałów i  jak gdyby nigdy nic wystawił im język. Słońce wtedy zasłonięte już do połowy zostawiało za sobą złocistą poświatę oświetlającą całe niebo. Nagle jednak coś zaczęło świecić równie mocno, jak ono. Medalion na szyi Kaina robił się ciężki i gorący. Zaczął przepalać ubranie, po dotarciu do skóry zdezorientowany Kain jęknął cicho. Jednak cichy jęk szybko przerodził się w rozpaczliwy krzyk. Medalion niemiłosiernie palił skórę wrzynając się w nią coraz głębiej. Chłopak zamglonym wzrokiem zobaczył jeszcze podbiegających doń ludzi. Słońce schowało się już całkowicie, stopniowo zabierając ze sobą ból, jaki przyniosło. Kain bezsilnie opadł na ziemię. Czuł tylko jeszcze, jak oplatają go czyjeś ciepłe ramiona, więcej nie było już nic.

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 1.




Kain siedział na jednej z gałęzi wysokie drzewa. Z daleka obserwował pobliski pałac. Nagle coś boleśnie uderzyło go w głowę.
- Alicja! Ile mam ci powtarzać, że dam wam znać! Nie niecierpliw się tak!
Dziewczyna posła mu niezadowoloną minę. Wiedziała, że skok na pałac musi być zaplanowany perfekcyjnie, tylko to oczekiwanie na znak... To wydawało jej się co najmniej zbędne.
- Zamiast się na mnie drzeć patrz ty na cel dobrze?
Chłopak zrobił się czerwony na twarzy, ale nic nie odpowiedział. Zarzucił wzrok na pałac. Nie minęła chwila, gdy brama stanęła otworem.
- Już!
Krzykną Kain. Teraz rozpocznie się prawdziwa jazda. Wszystko musiało wyjść perfekcyjnie. Pod osłoną nocy w stronę pałacu udała się grupka nastolatków. Niczym cienie zlewając się z otoczeniem. Teraz najbardziej liczyło się, by dotrzeć do środka przed zamknięciem bramy.
Szybko przebiegli przez małą polankę dzielącą ich od pałacu. Jeszcze chwila... Przebiegli przez bramę! Jak na razie wszystko szło po ich myśli gdyby tylko...
- Stać!
Gdyby tylko straż zrobiła sobie dzisiaj wolne to była prawdopodobnie najłatwiejsza akcja w historii Ruchu Oporu. Jednak nie. Straż zawsze stoi na swoim miejscu i stać zapewne będzie...
- Nie idziecie dalej!
- Jakby nas to w ogóle obchodziło...
Powiedział Ed pod nosem i wziął jeden z granatów ogłuszających wiszących mu u pasa. Odbezpieczył owy grant i rzucił w kierunku strażników. Biały dym spowił połowę ogrodu. Mały oddział wykorzystał okazję
i rzucił się w kierunku pałacu. Kain spojrzał przelotnie na zamkniętą bramę, która teraz zaczęła się otwierać... Otwierać?!
- Brama się otwiera! Paw wraca do gniazda!
- Zawracamy?!
Zapytała Alicja.
- A wolisz dać się zdemaskować?! An, Zawracamy? - Zapytał Kain.
- Zawracamy!
Na ten jeden rozkaz cały czteroosobowy oddział zaczął wycofywać się w kierunku ogrodu. Plan: Ucieczka z wielkim hukiem czas zacząć! Pobiegli w stronę wysokiego muru. Jedynej szansy na ucieczkę. Niestety nieustraszeni strażnicy(parsknięcie) nie chcieli dać za wygraną! Na ich czele stał nie kto inny jak sam Paw, młody książę królestwa Samarii przyszły król biegał z mieczem za bandą dzieciaków w pelerynach.
- Cóż za zaszczy!- powiedziała Alicja- goni nas sam książę Oliver!
- Uważaj, żeby nas nie dogonił! - krzyknął Ed.
Faktycznie, odziały były coraz bliżej.
- Przeklęte zaklęcia zwalniające!
Kain czuł, że traci już kompletnie siły. Zaklęcia jakimi nafaszerowane były mury tego pałacu miały na celu jak najbardziej spowolnić złodziei. Czuł, że ktoś łapie go za ramię i przyciąga w tył. Odwrócił się by zobaczyć, który go złapał. Jednak gdy zobaczy twarz owej osoby zakipiała w nim wściekłość. Miał ochotę strzelić wstrętnemu Pawiowi w twarz. Z całej siły próbował się wyrywać, jednak jego uścisk był silny.
- Przestań się wyrywać i tak już nie uciekniesz ptaszku.
Powiedział spokojnym delikatnym głosem. W Kainie wściekłość zawrzała jeszcze bardziej. O nie, on , a przede wszystkim on nie miał prawa nazywać go ptaszkiem! Zebrał w sobie tę resztkę magii jaką dysponował i rzucił w kierunku Pawia. Mocny powiew powietrza ciągną u kaptur, odsłaniają tym samym śliczną twarzyczkę. Czarne roztrzepane włosy okalały blade, zaróżowione policzki. Fiołkowate oczy świeciły niebezpiecznym blaskiem. Zaskoczony Paw odskoczył by uchylić się przed czarem. Chłopak pospiesznie założył kaptur i odbiegł w kierunku dziury w murze, jedynej drogi ucieczki.

*

- Zamierzaliście mi może pomóc?
Zapytał poddenerwowany Kain.
- Zamierzaliśmy... ale sam sobie poradziłeś!
Powiedział Ed z szerokim uśmiechem. Po całej akcji wszyscy byli co najmniej j poddenerwowani. Taka ważna misja a jeden z najlepszych oddziałów Ruchu Oporu uciekł przed wstrętnym Pawiem.
- Jeszcze dziś muszę złożyć raport - powiedział An- Co im powiemy?
- Za dwa dni TO będzie przewiezione do fortecy św. Kartarlika. Wtedy to już będzie koniec.
Powiedziała Alicja. Kain stojący przy mapie przestudiował trasę, jaką miał jechać powóz z TYM
- A może w zachodnim lesie?
Zapytał. Wszyscy spojrzeli na niego jak an wariata.
- Kain, czy te zaklęcia nie rzuciły ci się na mózg przypadkiem? Chcesz atakować uzbrojony odział? Czyś ty oszalał?!
Wygarnęła Alicja. Jednak Kain nie wyglądał na wariata, był śmiertelnie poważny. Wiedział, jak bardo TO było ważne dla Ruchu Oporu. Od TEGO Zależały dalsze losy programu Monarchia.
- Będziemy dobrze ukryci. Trochę szczęścia i uda nam się zgarnąć To z przed ich nosa. Nawet nie zauważą!
Jego przyjaciele nie wyglądali na przekonanych, jednak wiedzieli, że nie mają innego wyjścia.

*

Kain wszedł do zamku tylnym wejściem, tak by nikt znaczący nie wyłapał jego obecności. Pospiesznie skierował się w stronę swojego pokoju. Po drodze uważał, by nie trafić na matkę. Jeszcze tylko jej tu brakowało...  
- Kain?! Co ty tu robisz?!
No i klops.
- Właśnie idę w stronę...
- Elizabeth? Gdzie jesteś kochana?
Z oddali słychać było roki.
Matka szybko wepchnęła Kaina w najbliższe tajne przejście.
- Nie wychodź więcej! Rozumiesz?!
Powiedziała po czym pospiesznie odwróciła się w stronę jego wysokości króla Zachara 1. Nie mogła sobie pozwolić na to, by mąż złapał ją z jej synem z nieprawego łoża. Zwłaszcza teraz, kiedy spodziewała się ich wspólnego dziecka.
Kain dotarł do swojego pokoju w wschodniej wieży. Glebnął się na łóżko i patrzył w sufit. Już dawno przestał się przejmować tym, że mata każe mus siedzieć w ukryciu. Nikt oprócz dosłownie kilku osób, nie wiedział, że królowa ma już syna.
Za oknem słychać było muzykę i radosne okrzyki. To dziś właśnie Królewska para miała ogłosić, że spodziewają się pierwszego, wspólnego dziecka.
Kain niechętnie podszedł do okna. Na dziedzińcu zebrało się już sporo osób. Wszyscy czekali na przemówienie króla. Ten wszedł na podwyższenie. Nagle wszelkie głosy ucichły.
- Jak już zapewne wiecie. Ja i moja droga małżonka spodziewamy się potomka. Będzie to nasze pierwsze, wspólne dziecko a zarazem pierworodne mojej żony. Mam nadzieję, że będzie dorastać w miłości całego państwa. Mój pierworodny, książę Oliver będzie opiekował się naszym dzieckiem. Tak więc ogłaszam wszem i wobec, że dzień dzisiejszy będzie świętem! Wolnym od pracy i obowiązków!
Rozległy się okrzyki radości. Wszyscy radowali się ową wiadomością. Natomiast w wschodniej wieży dało się słyszeć cichy płacz. Kain wyjrzał jeszcze raz przez okno. Widział jak Jego matka świętuje razem z królem. Widział jak Paw cieszy się razem z nimi. Jednak nagle spojrzał w stronę wschodniej wieży. Teraz na jego twarzy malowało się nie małe zaskoczenie. Kain szybko odskoczył od okna. Czyżby Paw go poznał?! Ale jak?! Chłopak zmęczony opadł na łóżko. Nie wyobrażał sobie złości królowej na wieść, że ktoś wie, że jej pierworodny syn już dawno stąpa po tej ziemi.  

     

piątek, 23 listopada 2012

Prolog




Ciemną ulicą podążała młoda kobieta. Szybkim krokiem przemierzała ulice mocno przyciągając do piersi małe zawiniątko. Skręciła w jedną z mniej obskurnych ulic po czym zapukała do drewnianych drzwi.      Przez dłuższy czas nikt jej nie odpowiadał, lecz w końcu drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.  Staną w nich wysoki mężczyzna w wyjściowym płaszczu. Na widok kobiety jego oczy stały się jeszcze większe.
- Wybierasz się gdzieś kochanie?
Powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. Mężczyzna wyprostował się tylko i spojrzał na zawiniątko trzymane przez kobietę.
- To jest...
- Tak.
Mężczyzna przysuną się by zobaczyć dokładniej dziecko szczelnie owinięte kocykiem. Kobieta zrobiła nagły krok do tyłu.
- Może zaprosisz mnie do środka?
Mężczyzna z niechęcią wpuścił młodą kobietę. Zaprowadził ją do małego pomieszczeni, które miało służyć za salon. Dopiero wtedy kobieta podała dziecko mężczyźnie. Ten szybko wziął je w ramiona. Odwinąwszy rąbek kocyka zobaczył małą śpiącą twarzyczkę. Okalały ją ciemne, krótkie włoski a czarne rzęsy rzucały cień na rumiane policzki.
- Jakim cudem opuściłaś pałac?
Skierował pytanie do kobiety, która zmęczona opadła na fotel stojący w pokoju.
- Mam swoje sposoby... jednak muszę się śpieszyć. Eleonora nie będzie mnie kryć do białego rana...
-Po co przyszłaś?
-A jak myślisz?
Mężczyzna złożył delikatny pocałunek na dziecięcym czułku. Maleńki poruszył się niespokojnie po czym otworzył zaspane oczka.
- Ja nie mogę... naprawdę...
Powiedział mężczyzna.
- Wiem. Przyszłam tylko uświadomić cię, co tracisz.-powiedział, po czym dodała- On ma twoje oczy.
Mężczyzna spojrzał na wpatrującą się w niego istotkę . W ciemnych fiołkowych oczach odbijał się blask kominka. Spoglądały ciekawie na trzymające ją osobę.
- Co się z nim stanie?
Zapytał.
- Wychowam go, w końcu to mój syn...
Powiedziała kobieta.
- Nasz syn.
Poprawił mężczyzna.
- Pierwszy raz słyszę, że chcesz być ojcem.
Mężczyzna nie zwracając uwagi na słowa kobiety jeszcze uważniej przyglądał się dziecku.
- Jak ma na imię?
Zapytał.
- Jeszcze nie ma imienia.
- Kain*
- Co Kain.
- Nazwij go Kain.
Kobieta zrobiła zdziwioną minę. Ten pomysł wydał się jej co najmniej absurdalny. Wychowywana w wierze chrześcijańskiej nawet nie wyobrażała sobie...
- Miałabym dać dziecku dać imię po bratobójcy?!
- Proszę.
- Dlaczego?
- Mam swoje powody...
- Proszę. Ojciec, który nigdy ojcem nie będzie prosi swoją niedoszłą żonę, by nadała imię synowi po mordercy. Do tego ten domniemany ojciec wyjeżdża z kraju zaraz po narodzinach syna!
- Proszę Elizabeth.
Młoda kobieta patrzyła w oczy mężczyzny. Te same oczy, które miał jej syn. Mały Kain oglądał całą scenę zza przymkniętych powiek. Nie minęła chwila gdy całkowicie zasną wtulony w ciepłą postać ojca, którego nigdy mieć nie będzie.  
   


Witam, witam!



W dniu dzisiejszym postanowiłam założyć bloga... Już dawno miałam się za to zabrać ale jakoś nie było mi śpieszno:-) A więc tak... na owej stronie będą publikowane opowiadania w tematyce yaoi. Więc wszelkich przeciwników związków męsko-męskich proszę o opuszczenie strony w trybie now. Resztę zainteresowanych zapraszam do czytania!
Taki ring... posty czasem będą dodawane troszkę chaotycznie, z góry przepraszam za mój brak systematyczności. Pierwsza notka powinna wejść jeszcze dziś!-D
A!!! Pamiętajcie, że komentarze bardzo motywują, bo człowiek ma świadomość, że ktoś go czyta. Zapraszam do komentowania!