sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 1.




Kain siedział na jednej z gałęzi wysokie drzewa. Z daleka obserwował pobliski pałac. Nagle coś boleśnie uderzyło go w głowę.
- Alicja! Ile mam ci powtarzać, że dam wam znać! Nie niecierpliw się tak!
Dziewczyna posła mu niezadowoloną minę. Wiedziała, że skok na pałac musi być zaplanowany perfekcyjnie, tylko to oczekiwanie na znak... To wydawało jej się co najmniej zbędne.
- Zamiast się na mnie drzeć patrz ty na cel dobrze?
Chłopak zrobił się czerwony na twarzy, ale nic nie odpowiedział. Zarzucił wzrok na pałac. Nie minęła chwila, gdy brama stanęła otworem.
- Już!
Krzykną Kain. Teraz rozpocznie się prawdziwa jazda. Wszystko musiało wyjść perfekcyjnie. Pod osłoną nocy w stronę pałacu udała się grupka nastolatków. Niczym cienie zlewając się z otoczeniem. Teraz najbardziej liczyło się, by dotrzeć do środka przed zamknięciem bramy.
Szybko przebiegli przez małą polankę dzielącą ich od pałacu. Jeszcze chwila... Przebiegli przez bramę! Jak na razie wszystko szło po ich myśli gdyby tylko...
- Stać!
Gdyby tylko straż zrobiła sobie dzisiaj wolne to była prawdopodobnie najłatwiejsza akcja w historii Ruchu Oporu. Jednak nie. Straż zawsze stoi na swoim miejscu i stać zapewne będzie...
- Nie idziecie dalej!
- Jakby nas to w ogóle obchodziło...
Powiedział Ed pod nosem i wziął jeden z granatów ogłuszających wiszących mu u pasa. Odbezpieczył owy grant i rzucił w kierunku strażników. Biały dym spowił połowę ogrodu. Mały oddział wykorzystał okazję
i rzucił się w kierunku pałacu. Kain spojrzał przelotnie na zamkniętą bramę, która teraz zaczęła się otwierać... Otwierać?!
- Brama się otwiera! Paw wraca do gniazda!
- Zawracamy?!
Zapytała Alicja.
- A wolisz dać się zdemaskować?! An, Zawracamy? - Zapytał Kain.
- Zawracamy!
Na ten jeden rozkaz cały czteroosobowy oddział zaczął wycofywać się w kierunku ogrodu. Plan: Ucieczka z wielkim hukiem czas zacząć! Pobiegli w stronę wysokiego muru. Jedynej szansy na ucieczkę. Niestety nieustraszeni strażnicy(parsknięcie) nie chcieli dać za wygraną! Na ich czele stał nie kto inny jak sam Paw, młody książę królestwa Samarii przyszły król biegał z mieczem za bandą dzieciaków w pelerynach.
- Cóż za zaszczy!- powiedziała Alicja- goni nas sam książę Oliver!
- Uważaj, żeby nas nie dogonił! - krzyknął Ed.
Faktycznie, odziały były coraz bliżej.
- Przeklęte zaklęcia zwalniające!
Kain czuł, że traci już kompletnie siły. Zaklęcia jakimi nafaszerowane były mury tego pałacu miały na celu jak najbardziej spowolnić złodziei. Czuł, że ktoś łapie go za ramię i przyciąga w tył. Odwrócił się by zobaczyć, który go złapał. Jednak gdy zobaczy twarz owej osoby zakipiała w nim wściekłość. Miał ochotę strzelić wstrętnemu Pawiowi w twarz. Z całej siły próbował się wyrywać, jednak jego uścisk był silny.
- Przestań się wyrywać i tak już nie uciekniesz ptaszku.
Powiedział spokojnym delikatnym głosem. W Kainie wściekłość zawrzała jeszcze bardziej. O nie, on , a przede wszystkim on nie miał prawa nazywać go ptaszkiem! Zebrał w sobie tę resztkę magii jaką dysponował i rzucił w kierunku Pawia. Mocny powiew powietrza ciągną u kaptur, odsłaniają tym samym śliczną twarzyczkę. Czarne roztrzepane włosy okalały blade, zaróżowione policzki. Fiołkowate oczy świeciły niebezpiecznym blaskiem. Zaskoczony Paw odskoczył by uchylić się przed czarem. Chłopak pospiesznie założył kaptur i odbiegł w kierunku dziury w murze, jedynej drogi ucieczki.

*

- Zamierzaliście mi może pomóc?
Zapytał poddenerwowany Kain.
- Zamierzaliśmy... ale sam sobie poradziłeś!
Powiedział Ed z szerokim uśmiechem. Po całej akcji wszyscy byli co najmniej j poddenerwowani. Taka ważna misja a jeden z najlepszych oddziałów Ruchu Oporu uciekł przed wstrętnym Pawiem.
- Jeszcze dziś muszę złożyć raport - powiedział An- Co im powiemy?
- Za dwa dni TO będzie przewiezione do fortecy św. Kartarlika. Wtedy to już będzie koniec.
Powiedziała Alicja. Kain stojący przy mapie przestudiował trasę, jaką miał jechać powóz z TYM
- A może w zachodnim lesie?
Zapytał. Wszyscy spojrzeli na niego jak an wariata.
- Kain, czy te zaklęcia nie rzuciły ci się na mózg przypadkiem? Chcesz atakować uzbrojony odział? Czyś ty oszalał?!
Wygarnęła Alicja. Jednak Kain nie wyglądał na wariata, był śmiertelnie poważny. Wiedział, jak bardo TO było ważne dla Ruchu Oporu. Od TEGO Zależały dalsze losy programu Monarchia.
- Będziemy dobrze ukryci. Trochę szczęścia i uda nam się zgarnąć To z przed ich nosa. Nawet nie zauważą!
Jego przyjaciele nie wyglądali na przekonanych, jednak wiedzieli, że nie mają innego wyjścia.

*

Kain wszedł do zamku tylnym wejściem, tak by nikt znaczący nie wyłapał jego obecności. Pospiesznie skierował się w stronę swojego pokoju. Po drodze uważał, by nie trafić na matkę. Jeszcze tylko jej tu brakowało...  
- Kain?! Co ty tu robisz?!
No i klops.
- Właśnie idę w stronę...
- Elizabeth? Gdzie jesteś kochana?
Z oddali słychać było roki.
Matka szybko wepchnęła Kaina w najbliższe tajne przejście.
- Nie wychodź więcej! Rozumiesz?!
Powiedziała po czym pospiesznie odwróciła się w stronę jego wysokości króla Zachara 1. Nie mogła sobie pozwolić na to, by mąż złapał ją z jej synem z nieprawego łoża. Zwłaszcza teraz, kiedy spodziewała się ich wspólnego dziecka.
Kain dotarł do swojego pokoju w wschodniej wieży. Glebnął się na łóżko i patrzył w sufit. Już dawno przestał się przejmować tym, że mata każe mus siedzieć w ukryciu. Nikt oprócz dosłownie kilku osób, nie wiedział, że królowa ma już syna.
Za oknem słychać było muzykę i radosne okrzyki. To dziś właśnie Królewska para miała ogłosić, że spodziewają się pierwszego, wspólnego dziecka.
Kain niechętnie podszedł do okna. Na dziedzińcu zebrało się już sporo osób. Wszyscy czekali na przemówienie króla. Ten wszedł na podwyższenie. Nagle wszelkie głosy ucichły.
- Jak już zapewne wiecie. Ja i moja droga małżonka spodziewamy się potomka. Będzie to nasze pierwsze, wspólne dziecko a zarazem pierworodne mojej żony. Mam nadzieję, że będzie dorastać w miłości całego państwa. Mój pierworodny, książę Oliver będzie opiekował się naszym dzieckiem. Tak więc ogłaszam wszem i wobec, że dzień dzisiejszy będzie świętem! Wolnym od pracy i obowiązków!
Rozległy się okrzyki radości. Wszyscy radowali się ową wiadomością. Natomiast w wschodniej wieży dało się słyszeć cichy płacz. Kain wyjrzał jeszcze raz przez okno. Widział jak Jego matka świętuje razem z królem. Widział jak Paw cieszy się razem z nimi. Jednak nagle spojrzał w stronę wschodniej wieży. Teraz na jego twarzy malowało się nie małe zaskoczenie. Kain szybko odskoczył od okna. Czyżby Paw go poznał?! Ale jak?! Chłopak zmęczony opadł na łóżko. Nie wyobrażał sobie złości królowej na wieść, że ktoś wie, że jej pierworodny syn już dawno stąpa po tej ziemi.  

     

1 komentarz:

  1. Powiem Ci, że jak na pierwszy raz to bardzo dobrze:) I na pewno będę czytać da|ej. Ty|ko wyjaśnij postacie kto jest kim i i|e czasu minę|o między pro|ogiem a rozdzia|em pierwszym :) Pisz jdenak da|ej bo ca|a historia podoba mi się i na pewno będzie ciekawa. Masz moje gg 35127975 jeś|i chcesz porozmawiać o opowiadaniu to daj znać:) Ja na pewno będę czytać i kibicować b|ogowi. Dużo weny i nie zniechęcaj się od razu bo jest na prawdę bardzo dobrze:)

    OdpowiedzUsuń