środa, 25 grudnia 2013

Nowy adres bloga

Po raz kolejny tego dnia mówię cześć :D
Mówiłam, że przenoszę się na innego bloga. Tak więc zamieszczam tu link do niego. Liczę na to, że ktoś będzie chciał go zaobserwować, czy może troszkę pokomentować...
Jeszcze ze 2 rozdziały zamieszę też na tym blogu, tak , żeby każdy wiedział, że piszę gdzieś indziej.

http://my-sweet-creations-yaoi.blogspot.com/

Rozdział 1

Witajcie! Wiem, że rozdział miał pojawić się wczoraj. Przepraszam z opóźnienie, jednak dość późno skończyłam wigilię, a i tak siedziałam do 2 nad ranem i przepisywałam rozdział.
Na razie pierwsze 2 rozdziały zostaną opublikowane tutaj, potem także na osobnym blogu, do którego adres podam przy następnym wpisie.
Tak więc czytajcie, komentujcie, a ja mam nadzieję, że się spodoba :)


Rozdział 1. Spotkanie

- Iwasaki Takashi! Chodź tu do mnie na chwilę…
Mężczyzna posłusznie odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos. Nie zdziwił się ujrzawszy swojego szefa, tylko on zawsze miał mu coś do zarzucenia.
- Tak panie Star?
Zapytał z wyraźną irytacja w głosie. W końcu c z tego, że Iwasaki był wieloletnim partnerem jego córki, prawdopodobnie  jego przyszłym zięciem. Richardowi Starowi nie przeszkadzało to w pastwieniu się nad nim. Nawet w prywatnych okolicznościach torba się było do niego zwracać na per pan.
- Do mojego gabinetu. Już.
I ten głos, który nie cierpiał sprzeciwu . Na same jego brzmienie biedny Takashi dostawał dreszczy, jednak posłusznie ruszył kierunku ,,jamy,, szefa.
Będąc stałym bywalcem w biurze Richarda Stara, zdążył się już przyzwyczaić do ogromu zdjęć na ścianach. Zdjęć między innymi Claudii, jego ukochanej córeczki. Gdzie nie spojrzeć Claudia na rowerze, z wybitym zębem, na basenie, czy odbierająca dyplom… Mimo znacznego nadmiaru tego wszystkiego, było widać, że Star jest bardzo sentymentalnym człowiekiem, który na pierwszym miejscu stawia rodzinę. Takashi uważał to za jedną z jego niewielu dobrych cech.
Mężczyzna staną przed drewnianym zdobionym biurkiem z którego zerkały nań kolejne tony zdjęć.
- Więc… po co mnie pan tu wezwał?
Zaczął niepewnie. Wolał podejść do sprawy ostrożnie, a nuż znowu trafi mu się jakaś ciekawa robota,
- Cóż, na pewno nie z byle powodu. Zresztą pewnie wiesz, że na popołudniową herbatkę to bym cię raczej nie zapraszał.
- Tak coś właśnie podejrzewałem…
- Cicho chłopcze. Skoro tu już jesteś, to postawię kawę na ławę.
Mina Takashiego znacznie zrzedła. Czyżby Star znowu zamierzał mu prawić o swojej dezaprobacie dla jego związku z Caludią?
- Mimo, że cie nie lubię, Iwasaki, to lepszego menagera w naszej agencji nie ma. Jak zapewne wiesz, w tym roku odbywa się konkurs Big Master, a mi zależy na tym, by nasza agencja zyskała rozgłos.
- Co pan sugeruje?
- Sugeruję, a może raczej nakazuję, żebyś wypromował tegorocznego zwycięzcę tytułu Big Master.
*
Takashi nienawidził spotkań biznesowych. Tak więc jak tylko szef nakazał mu towarzyszyć sobie przy jednym z nich, miał ochotę po prostu uciec. Jednak jego szef był przebiegły. Wiedział, że Takashi pała czystą nienawiścią do biznesowych spędów, z radością obserwował więc minę menagera.
- Panie Star, jako jeden z pańskich głównych sponsorów, chcę przedyskutować z panem sprawy dotyczące tegorocznej reklamy i budżetu,
- Jestem pewien, że nie odmówicie nam poparcia także tego roku.
Zadeklarował Star z wyniosłą miną, co zbiło trochę z tropu przedstawiciela firmy ,,Chiba Corporation’’, zajmującej się eksportem żywności. Kiedy wreszcie odzyskał mowę, zdobył się nawet na drwiący uśmiech.
- Nie jestem tego taki pewny. Pańska firma przynosi więcej strat, niż zysków.
- Co za zuchwalstwo!- Powiedział Star.- To przecież nasza agencja wypromowała Jack’a Firick’a!To właśnie mu odkryliśmy ,, The Incest!’’
- To były chwilowe sukcesy, panie Star, zastanawiamy się więc, czy nadal udzielać panu poparcia.
Mina podstarzałego mężczyzny, jakim był Star, zbladła nieznacznie. Nie mógł sobie pozwolić na stratę jednego z głównych sponsorów. Cała nadzieja w tym, że ,, Chiba Corporation’’ zaakceptuje jego plany co do tytułu Big  Master.
- Musicie nam udzielić poparcia.  Bo to właśnie w tym roku agencja ,,Star’’ wypromuje laureata Big Master!
W oczach rozmówcy zaskrzyły się iskry zainteresowania.
- Wie pan na co się porywa składając takie obietnice?
- Wiem doskonale. Mój najlepszy menager osobiście się tym zajmie. Mam do niego pełne zaufanie. To zdolny, ambitny, młody człowiek.
Na tyle przyjaznych epitetów Takashi odkaszlną cichutko. Jego wredny szef doskonale potrafił wykorzystywać to, co miał pod ręką.
Star był zadowolony. Wiedział, że człowiek ,, Chiba Corporation’’ połknął haczyk. Odetchnął lekko, nie starci kolejnego sponsora.
Przez resztę spotkania Takashi udawał, że nie przysypia. Rozmowy dotyczyły bowiem głównie umowy reklamowej, która jakoś szczególnie go nie interesowała. Ożył dopiero wtedy, kiedy nastąpiły wzajemne podziękowania i tradycyjne wymiany ukłonów.
- Iwasaki, możesz iść do domu i zając się sprawą konkursu- odezwał się szef.- Liczę na to, że szybko przedstawisz mi jakiś genialny pomysł.
Jego kochany szef jak zwykle tylko wymagał. Skrzywił się po czym wymamrotał słowa pożegnania. Mężczyzna ruszył przez ogrodową ścieżkę, prowadzącą do jednej z bocznych bram wielkiej rezydencji właściciela ,,Chiba Corporation’’. Rozległa budowla w tradycyjnym, japońskim stylu stwarzała ogromne wrażenie. Niewiele już takich zostało, zwłaszcza w bogatszych dzielnicach Nowego Tokio.
Takashi szedł przez lasek, wpatrując się w barierę odgradzającą Nowe Tokio od reszty Japonii. Westchną przypominając sobie czasy otwartych bram, kiedy to jako mały dzieciak biegał poza granicami miasta. Ah, jaki to były czasy!
Kiedy mężczyzna ujrzał bramę zatrzymał się. To było nagłe, niczym przebłysk w jego podświadomości. Muzyka, słyszał delikatne nuty lekkiej melodii. Odwrócił się w kierunku, z którego dobiegały dźwięki pianina, jednak zobaczył tylko gęste krzaki. Zawahał się chwilę, po czym ruszył w dalszą drogę ku bramie. Po chwili znowu się jednak zatrzymał, kiedy do melodii dołączył głęboki, porywający głos.
Gdzie jest twój dom, mój mały skowronku?
Gdzie gniazdo masz uwite?
Zabierz mnie tam, polecę tobą…
Żaden z nas nie będzie już sam…
Takashiego ubodła prostota tej piosenki, jakby wymyślonego przez jakieś rozmarzone dziecko. Jednak ton głosu wykonawcy, taki smutny i przejmujący, nie pozwalał nie brać go poważnie.
Zdecydowanie ruszył w kierunku dźwięku. Przedzierał się przez krzaki, dopóki nie natrafił na budynek. Odizolowana część rezydencji, prawdopodobnie pełniąca teraz rolę szopy. Mężczyźnie przeszły ciarki po plecach, scena jak z horroru. ,,Młody, przystojny mężczyzna zostaje zwabiony w las przez tajemniczy, eteryczny głos. Natrafi na opuszczoną posiadłość, na dodatek sam do niej wchodzi, nie spodziewając się tego, co go czeka’’ Pomyślał. Nie wiedział przy tym, jak bliski był prawdy.
Znalazł wejście do środka. Półmrok panujący w pomieszczeniu współgrał z tonami kurzy, skutecznie utrudniając widoczność. Takashi nie odzywał się, nie chcąc przerywać melodii. Skupiwszy wzrok dostrzegł postać w koncie. Jej smukła sylwetka okryta była pasmami długich, prostych włosów. Podszedł bliżej, by móc spojrzeć w twarz tej niezwykłej osobie.
- Wspaniały koncert.
Powiedział. Postać podskoczyła, szybko chowając się za starym, zabytkowym pianinem.
- Co pan tu robi?!
- Przyszedłem tu za dźwiękami tej cudownej symfonii.
Odpowiedział menager głosem pełnym melancholii.
- To niech pan sobie pójdzie!
Takashi niezrażony nieuprzejmością rozmówcy uśmiechną się. Osoba ta przypominała mu bowiem przestraszone zwierzątko. Właściwie, to zaczął mu świtać w głowie pewien pomysł.
- Nie pójdę, wręcz przeciwnie, zamierzam ci złożyć propozycję. Zostaniesz wokalistą ubiegającym się o tytuł Big Master.
To było takie nagłe. Nawet Takashi zdziwił się pewnością swego głosu. Poczuł jednak, że ten właśnie chłopak może to zrobić. Może wygrać Big Master.
- Pan zwariował?!
Ja nawet pana nie znam! Skąd się tu pan w ogóle wziął?!
Dobiegł głos zza pianina.
- Jestem Iwasaki Takashi. Menager z agencji,, Star’’, którą sponsoruje właściciel tego przybytku. Mam za zadanie wypromować tegorocznego laureata nagrody Big Master.
Zapadła cisza. Jednak po chwili zza pianina znowu dobiegł głos.
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Bo się nie nadaję.
- Jak to nie? Masz talent! Możesz podbić świat show biznesu!
Przekonywał Takashi. Chciał, bo to właśnie ta osoba została jego wokalistką.
- Problemem nie jest mój talent, tylko wygląd…
Standardowy problem nastolatek. Wygląd.
- Nie możesz być aż taki brzydki! Poza tym liczy się talent! Wyłaź zza tego mebla, to cię fachowym okiem obejrzę.
Znowu cisza. Nagle zza pianina zaczęła wyławiać się sylwetka, a Takashiemu odjęło mowę.
Przed nim stał wysoki, tyczkowaty nastolatek, o długich, tłustych, czarnych włosach. Nie byłoby to nic niezwykłego, gdyby nie jego twarz. Takashi cofnął się do tyłu, kiedy ich oczy się spotkały. Twarz chłopaka była bowiem wykrzywiona, w dziwny sposób zniekształcona. Jedno oko głęboko osadzone, natomiast drugie zakryte przez opadającą brew. Pliczki były w jednych miejscach wklęsłe, a w drugich dziwnie opuchnięte. Nos pokryty brzydkimi bruzdami  a usta krzywo osadzone.
Takashi oniemiał, kompletnie go zatkało. Przełknął jedynie głośno ślinę i zapytał:
- Kim jesteś?
Chłopak prychną, jakby wiedział, że to się stanie.
- Chibita Natsuki. Drugi syn właściciela firmy ,,Chiba Corporation ‘’. Drugi i ten najbardziej niechciany.
Zakończył cicho.
Iwasakiemu odjęło mowę. Bał się zareagować. ,,Takashi weź się w garść! Przecież to ten sam chłopak, z którego chciałeś zrobić gwiazdę’’. Powiedział sobie. ,,Od kiedy to zwykłeś oceniać ludzi po wyglądzie?’’
- Nadal chce pan zrobić ze mnie gwiazdę?
Zapytał chłopak. Mężczyzna otrząsną się lekko, po czym spojrzał w oczy chłopaka.
- Tak. Zostaniesz laureatem nagrody Big Master. Osobiście dopilnuję, by tak się stało.

               
  

wtorek, 24 grudnia 2013

:3

Witajcie!
W ankiecie wyszło, że wolicie pomysł nr.2, tak więc niech się stanie według słowa mego, od dziś ruszam
z opowiadaniem ,,Dear Merade''.
Cóż, trochę czasu zajęło mi dopieszczanie fabuły, myślałam nad nią od kilku ładnych dni, więc ogólny zarys już mam. Pozwolę się jednak toczyć historii własnym rytmem, co skutkuje tym, że na sceny łóżkowe trzeba będzie trochę poczekać ;)
1 rozdział ukaże się dziś wieczorem. Jest już co prawda napisany, ale przeniesienie go z zeszytu na komputer trochę mi zajmie :D
Z racji, że dzisiaj jest wigilia życzę wszystkim Wesołych Świąt!
Ah i przypominam, że będzie to między innymi opowiadanie z gatunku potocznie zwanego yaoi, manxman, prawiące o miłości homoseksualnej, zarówno tej psychicznej jak i fizycznej. Tak jakby kto nie wiedział xD
Tak więc Hohoho! Wesołych Świąt! Do zobaczenia wieczorem :D

czwartek, 12 grudnia 2013

Info

Taaak... witajcie po pół roku  nieobecności. Nie mam pojęcia, czy ktoś tu jeszcze wchodzi, ale jakby jednak ktoś się tu zapuścił, to chce poinformować o paru sprawach.
1. Obecne opowiadanie zawieszam! Na czas raczej bliżej nieokreślony. Prawda jest taka, że to opko zaczęłam spontanicznie, kompletnie nie miałam pomysłu. Dlatego teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się ono kompletnie nieprzemyślane i po prostu głupie. Może kiedyś do niego wrócę, jak uda mi się uporać
z jego fabułą.
2. Nie przestaję pisać. Ostatnimi czasy doznałam natchnienia. Po tym, jak moje pomysły przeszły próbę czasu uznałam, że zacznę publikować jeden z nich. Jeden, dlatego, że prowadzenie 2 mogło by przerosnąć tak wysoce niekompetentną osobę jak ja. I tu mam pytanie do was. 

Który z pomysłów bardziej się wam podoba?

1. ,, Miłość nie wybiera'' ( nie mam pomysłów na tytuły, może się on jeszcze zmienić )

Samuel po śmierci matki zostaje zmuszony do zamieszkania ze swoim ojcem i jego kochankiem. Relacje ojca z synem nie układają się zbyt dobrze, jednak Sam odnajduje wspólny język z Leonem, chłopakiem jego ojca. Zbliżają się do siebie i w końcu ich uczucia przestają przypominać te czysto przyjacielskie.
Mimo odnalezienia miłości życie Sama nieuchronnie zmierza w kierunku pewnego wypadku, który zaważy na jego przyszłości.

Wiem, że ten opis bardziej przypomina jakąś tanią telenowelę, ale mam na nie naprawdę niezły pomysł. Akcja toczy się dość szybko, mam 2 wersje możliwego zakończenia.


2. ,, Dear Merade''

Natsuki urodził się ze zniekształceniem twarzy. Od dziecka był wytykany palcami przez rówieśników i przez jego własną rodzinę. Jego jedyną miłością jest muzyka. W dźwiękach starego pianina znajduje ucieczkę od trudów codzienności. Lecz pewnego dnia jego życie ma ulec kompletnej zmianie. Dostaje propozycję rozpoczęcia kariery, zdobycia tytułu ,,Big Master''. Zgadza się na nią, ale pod jednym warunkiem, będzie nosić maskę zasłaniającą jego paskudną twarz.

Do tego opowiadania wymyśliłam całą gamę postaci z własnymi historiami. Fabuła nie jest jeszcze do końca zarysowana, ale na nie też mam całkiem ciekawy pomysł.

--------------------------------------------------

Wstawię także ankietę na stronę, gdzie można będzie zagłosować. Jeżeli nikt nie odda głosu, to rozpocznę ten pomysł, który będzie dla mnie wygodniejszy.
Naprawdę przepraszam za długą nieobecność i zachęcam do głosowania! :-)

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 12.



Tak więc wstawiam notkę. Wiem, że późno i, że strasznie ostatnio boga zaniedbałam, za co przepraszam. Mam nadzieję, że teraz czasu będzie więcej, weny będzie więcej i chęci będzie więcej. Tych ostatnich potrzebuję całe tony... W każdym razie zapraszam do przeczytania notki. Wiem, że to tak czy siak nie jest wiele, ale naprawdę spędziłam nad tym sporo czasu, więc mam nadzieję, że się spodoba :)
----------------------------------------------------------

Odsunęli się od siebie niepewnie, niepewnie, nie patrząc na siebie. Oboje zmieszani nieporadnie starali się to ukryć, po chwili każdy już siedział na swoim końcu kanapy.
- Dzisiaj jest uroczysta ceremonia- powiedział Oliver.- Ojciec chciał cię pokazać królestwu…
- Dziękuję, że mnie o tym tak szybko zawiadamiasz.
Burknął Kain. Odkąd przybył do ,,jawnie,, zamieszkał w zamku wszyscy decydowali za niego. Mówili mu, co ma robić, kiedy ma robić i czego ma nie robić. Irytowało go to do granic możliwości.
- Sam dowiedziałem się dopiero dzisiaj rano. Nie byłeś jedynym niedoinformowanym.
Chłopak spojrzał na Pawia i uświadomił sobie, że ten pewnie był w podobnym co on położeniu. Oboje byli pod podobną presją, o życiach ich obu chciano decydować. Byli na swój sposób podobni.
- Kiedy to?
Zapytał Kain.
- Jeszcze mamy ze dwie godzinki…
- Mam tam tylko stać i się uśmiechać, czy chcą ode mnie czegoś jeszcze?
- Mamy pokazywać, jak to bardzo się kochamy.
- Czyli buziaczki, całuski i te sprawy?
Zapytał dość obojętnie chłopak.
- Mniej więcej…
Nastała nerwowa cisza. Kain otarł rękawem zaczerwienione jeszcze oczy. Mimo całej tej sytuacji w jadalni czuł się już lepiej. Po raz pierwszy zrzucił z ciebie ten ciężar, który cały czas leżał na jego sercu. Wstał z kanapy  stanął naprzeciw Olivera. Ten spojrzał na niego pytająco.
- Czym jest TO?
Zapytał nagle chłopak.
Książę najwyraźniej nie spodziewał się takiego pytania, popatrzył Kainowi w oczy i odpowiedział:
- Co wiesz na temat TEGO?
Zapytał.
- Cóż… moja wiedza ogranicza się do licznych legend i jeszcze liczniejszych plotek…ale jest to ponoć magiczny przedmiot, który ma służyć utrzymaniu równowagi na świecie.
Oliver przewrócił oczami.
- Twój wiedza na ten temat jest dość…ograniczona. Tak TO jest magicznym przedmiotem, co do tej równowagi, to tak, choć nie do końca. Zdejmij koszulę.
Powiedział. Kain przez chwile stał niespokojnie, po czym jednak zdjął koszulę. Na jego piersi widniał złotawy, wypalony krąg.  Oliver podszedł do niego i z wahaniem dotknął kręgu.
- Widzisz te niewyraźne symbole?
Zapytał książę, po czym delikatnie przejechał po linii okręgu. Kain lekko czerwony spojrzał na znamię
i próbował je zobaczyć, co jednak było dość trudne, bo owe znamię znajdowało się wysoko na klatce piersiowej.  Oliver widząc jego daremne próby westchnął i jeszcze raz delikatnie przejechał po złotawej linii.
- Słowa tu zapisane są napisane w języku starożytnych. Mifidus ar’cara seprimental* Znaczy: Wybrany zostanie znaleziony. Mifidus likrato strasikto: Wybraniec posiądzie moc. Mifidus clar’coro dermante: Wybraniec wybierze drogę. Znaczy to mniej więcej tyle, że to wybraniec zacznie kształtować świat. Znasz legendę o pięciu bogach?
Kain skinął głową.
- Pięciu bogów stworzyło nasz świat. Każdy z nich zajął się inną jego częścią. Na koniec wspólnie stworzyli oni człowieka.
- Tak, tak mówi legenda- powiedział Oliver.- Jednak nie do końca. Widząc, ja człowiek rozwija się, rośnie w siłę, postanowili stworzyć TO. Czyli medalion, w którym zapieczętowali część swoich mocy. Miał od być deską ratunkową, na wypadek gdyby ludzie zaczęli ze sobą walczyć. Znaleziono go sześć lat temu, po jakichś dwustu poszukiwań. Odkrył go jeden Argentumskich uczonych, jedna szybko został przechwycony przez Lux. Po wojnie zdecydowano znalazł się u nas. Królowie wspólnie zdecydowali, że najlepiej będzie go wysłać do Ziemi Obojętnej, przynajmniej do czasu pojawienia się wybrańca. Właśnie byłem w trakcie eskorty TEGO, kiedy jakiejś grupce Ro-mów zachciało się rozbojów. TO połączyło się z tobą w dniu przesilenia letniego.
- Czy to znaczy, że jestem wybrańcem?
Zapytał trochę przestraszony Kain. Coraz trudniej było mu się skupić, a zataczające delikatne kręgi na jego znamieniu palne księcia mu w tym nie pomagały.
- Niekoniecznie. TO mogło się z tobą połączyć do chwili, gdy znajdzie się wybraniec. Jesteś jak taka…przechowywarka?
Bardziej zapytał, niż stwierdził Oliver. Trudno było mu znaleźć określenie na to, czym TO uczyniło Kaina.
- O, wiem- powiedział w końcu.- Jesteś nosicielem!
Chłopak skrzywił się nieznacznie.
- Nosicielem? Jak jakiegoś wirusa, czy innego nieprzyjemnego choróbska?
- Niezupełnie…
- Nie no kurczę, fajnie. Teraz jestem z TYM związany, a związany z TYM jednocześnie oznacza związany przez królestwo, dopóki TO nie znajdzie sobie lepszego lokalu! Wspaniale!
Zakrył oczy dłonią, by zebrać myśli. Chciało mu się płakać. Ta bezsilność, bezradność odbierały mu chęć do czegokolwiek.
- A ja chciałem prosić o Złotą Kartę… teraz pewnie to niemożliwe. Król zapewne wyśle mnie do wszystkich diabłów, skończę jako obiekt badawczy…
- Chciałeś prosić o Złotą Kartę?
Zapytał zaciekawiony Oliver. Złota Karta pozwalała na swobodne przemieszczanie się między województwami, krajami, kontynentami. Bez przeglądów, bez żadnych pytań.
- Tak…- mówił coraz ciszej Kain.- Nigdy nie opuściłem granicy miasta na dalej niż kilometr. Nie mam żadnych praw, nie jestem nawet obywatelem. Po tym wszystkich ciałem w końcu opuścić to miasto, kraj, ja chcę zacząć żyć po swojemu…
Oliver przeniósł rękę na jego policzek i podniósł głowę chłopaka, tak, by ich oczy się spotkały. Przez chwilę patrzył w te piękne, szklane od wzbierających łez oczy. Przed sobą miał wyjątkową istotę, która wydawała się być krucha, jak najcieńsza gałązka. Mimo, iż chłopak jest silny, to jego siła coraz szybciej się wypala i któregoś dnia, może zniknąć, a wtedy pozostanie już tylko rozpacz. Książę delikatnie objął chłopaka, by tym razem zatrzymać go w ramionach na nieco dłużej. Chciał mu dodać otuchy, móc dać mu oparcie.
- Kain, obiecuję ci. Ja ci obiecuję, że dostaniesz Złota Kartę. Że stąd wyjedziesz. Obiecuje, że ci pomogę.
Kain przez chwilę stal nieruchomo. Nie wiedział, jak ma zareagować. Szczery ton Olivera wzruszył go
i dodał sił. Pozwolił ciaśniej zamknąć się w ciepłych ramionach, od których biła swego rodzaju pewność siebie. To uczucie pozwoliło mu uwierzyć, że kiedyś będzie wolny.
- Dziękuję.
Powiedział chłopak, po czym oparł głowę na ramieniu narzeczonego. Trwali tak dłuższą chwilę, dopóki emocje kompletnie nie opadły. Odsunęli się od siebie, ale już bez niepewności i zmieszania. Kain popatrzył w niebieskie tęczówki Pawia i uśmiechnął się, szczerze, z wdzięcznością.
- Jakimś plusem całego tego zajścia jest to, że mam takiego miłego narzeczonego.
Chłopak zgrabnie wyminął księcia i poszedł do łazienki, otrzeć szczypiące oczy. Oliver stał przez chwilę zdezorientowany, po czym jednak uśmiechnął się sam do siebie. On też doszedł do wniosku, że narzeczony nie jest aż taki zły.
*
Równo w południe Kain wraz z Oliverem stawili się w królewskim gabinecie, z którego mieli wyjść na balkon. Obaj patrzyli niepewnie na króla, siedzącego w wysokim, skórzanym fotelu. Obaj bali się usłyszeć słów, mogących paść pod adresem młodszego z nich.
- Po głębokich rozważaniach-zaczął król.- Postanowiłem, że nadal możesz pełnić wyznaczoną ci rolę-zwrócił się do Kaina.- Nie byłoby sensy cię teraz usuwać, chociaż byłoby to nazbyt wygodne…
Mimo wszystko, jest jeden warunek. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nikt. Nie chcę skandalu, głupich plotek. A gdy to wszystko się skończy i nie będziesz już potrzebny, pozbędę się ciebie, w bardziej lub mniej bolesny sposób.
Prawie wysyczał przez zęby król. Kainowi zrobiło się słabo od patrzenia w oczy tego człowieka.
Były takie zimne, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. To tylko sprawiało, że bał się coraz bardziej. Bał się doczekać dnia, w którym przestanie być potrzebny, ale i chciał krzyczeć, że nie jest jakąś zabawką. Kompletnie rozdarty schował się za plecami Pawia, kiedy ten podszedł za ojcem do balkonu. Wielkie, szklane drzwi otworzyły się i wyszli, by przywitać całe tłumy zebrane pod zamkiem.  Gdy król pokazał się ludowi wszystkie rozmowy umilkły.
- Drodzy poddani. Po raz kolejny zostaliśmy pobłogosławieni przez los. Jak już pewnie większość z was wie, mój syn odnalazł miłość! Chciałby wam teraz oficjalnie przedstawić swojego narzeczonego!
Powiedział król, a Kain czuł, jak zbiera mu się na mdłości. Te wszystkie przesłodzone słowa padające z ust, które jeszcze minutę temu nakazywały mu absolutne posłuszeństwo…
Oliver stanął obok ojca, ciągnąc za sobą Kaina.
- To, jest Kain DevoLome. Mój umiłowany narzeczony. Jest on osobą naprawę bliską mojemu sercu, więc dzisiaj publicznie, przed całym ludem chcę go oficjalnie prosić o rękę.
To mówiąc uklękną przed Kainem, a ten stał kompletnie zdębiały. Spodziewał się buziaków, trzymania za ręce, ale nie oświadczyn.
- Czy zechcesz wyjść za mnie?

Zapytał Paw patrząc chłopakowi prosto w oczy. I choć wiedzieli, że to tylko gra, w tym momencie pękła bariera miedzy nimi, poczuli, że są sobie bliżsi. Te niby puste słowa, tak naprawdę znaczyły wiele.

środa, 12 czerwca 2013

:)



Wiem, wiem, wiem, że strasznie zaniedbałam bloga. Na prawdę przepraszam, za swoje lenistwo, brak weny i jakichkolwiek chęci. Na swoją obronę powiem, że to wszystko przez zbliżający się koniec roku szkolnego. Nauczyciele cisną, cisną i wyciskają na siłę wiedzę z głów biednych uczniów. Mimo wszystko proszę o wytrzymanie do piątku. Rozdział jest w trakcie tworzenia, będzie dość długi( jak na razie 3 strony xD).
Jeszcze raz wielkie przepraszam!

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 11.







W jednym z prywatnych pomieszczeń grupy ,, Szkarłatnych Jagódek’’ ;)
- Ach…An! Przestań… !
Ich usta coraz złączały się w długim, namiętnym pocałunku. Mimo szczerych próśb Edwarda, Anthony nie zamierzał go puszczać. W końcu tak dawno nie mieli czasu dla siebie…
- Ed, przecież widzę, że tego chcesz…
To mówiąc przygryzł płatek jego ucha, jeszcze mocniej dociskając go do ściany.
- Idioto, przecież wiesz że mamy ważniejsze rzeczy do roboty!
- A co jest ważniejszego od naszej miłości…?
Anthony wiedział, że Edward długo nie wytrzyma, dlatego też zszedł językiem na szyję, ocierając się o jego spragnione ciało.
- Och…Na tę chwilę jest coś ważniejszego!
Ed krzyknął mu prosto do ucha, próbował odepchnąć, wyklinając Anthonego od nieporwanych napalonych zboczeńców. Nie zrażony tym An bez większego trudu wymanewrował ich tak, że obaj padli na kanapę. Edward odetchnął przygnieciony ciężarem Anthonego .
- Skarbie nie wyrywaj się… Jesteś mój…
Na dowód tego zaczął rozpinać koszulę drugiego mężczyzny. Całował jego ramiona, klatkę piersiową schodząc coraz niżej.
- Ach…
Jęknął Ed kiedy Anthony  delikatnie dotykał jego członka przez materiał spodni, przy czym odpinając ich zamek.
- Dość!
Krzyknął w końcu Ed, natychmiast zmieniając ich pozycje, tak , że to on leżał na Anthonym.
- An…wiesz, co do ciebie czuję…Ale teraz nie ma czasu! Palancie, wiesz przecież, że…
Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Alicja. Rozejrzała się po pokoju zatrzymując na dłużej wzrok na leżących na kanapie kolegach.
- Ed! Ty sprośna świnio! Złaź z Anthonego!  – wybuchła – Mówiłam, że jak chcecie się miziać, to róbcie to u siebie! Zresztą i tak mamy ważniejsze rzeczy do roboty! Uprowadzili nam Kaina, a wy się tu pieprzycie jak króliki!
Ed, właśnie bezpodstawnie nazwany sprośną świnią zszedł z Ana zabijając go wzrokiem. Ten udawał, że słucha wykładu Alicji , próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Dobra, mniejsza o nas .– Odezwał się An.- Wiesz coś na temat naszego zgubionego zwierzaczka?
- Nic. Cicho głucho, zapadł się pod ziemię…
- Zachciało mu się samobójczych akcji, to teraz pewnie siedzi w lochach.
Powiedział Ed. Alicja strzeliła w niego spojrzeniem typu : Jeszcze jedno słowo, a będziesz wąchać kwiatki od spodu.
- No co?!- Krzyknął oburzony Ed.- To byłaby najbardziej optymistyczna wersja. Przecież wiesz, że może być o wiele gorzej!
Anthony, którego nagle dopadły wyrzuty sumienia, spuścił smętnie głowę.
- To moja wina… nie powinienem się na to zgadzać. Ta misja była jak samobójstwo. Ale zastanawia mnie też to, dlaczego Kain dał się złapać w tak głupi sposób…Coś się musiało stać…
Zapanowała długa, niezręczna cisza, którą w końcu przerwała Alicja, zasypując ich najnowszymi informacjami z dworu królewskiego.
- Wiecie, że Paw znalazł sobie narzeczonego?
- Słucham?!
Wybuchli jednocześnie An i Ed.
- Też byłam zdziwiona… Dzisiaj mają się publicznie pokazać z balkonu. Zobaczymy jego kochanego chłopczyka.
Uśmiechnęła się perfidnie, a po głowie chodziło jej wyobrażanie Pawiowego wybranka.

*

- Kain?
Gdy ten nieznajomy mężczyzna wypowiedział jego imię po plecach przeszedł mu dreszcz. Przyjrzał się mu dokładniej i dostrzegł to dziwne podobieństwo między nimi.
- Skąd pan wie?
Zapytał zmieszany. Był pewien, że nigdy nie widział owego człowieka. Choć ton jego głosu wydawał się dziwnie znajomy…
Davidowi zaparło dech w piersi. Przed sobą miał syna, którego nie widział prawie szesnaście lat. Emocje wzięły nad nim górę, podbiegł do chłopaka i przytulił go mocno.
- Jak ty wyrosłeś…A byłeś taki maleńki…
Te słowa dziwnie rozbrzmiewały echem w głowie Kaina. Ten mężczyzna go zna?
- Przepraszam…ale kim pan jest?
Mężczyzna zamarł na chwilę, po czym wypuścił chłopaka z objęć.
- Jestem David von Alente. Twój ojciec…
Teraz to Kain stanął w bezruchu, próbując sobie uporządkować w głowie ową informację.
- Ale jak to?
W tej chwili do pokoju wszedł Paw wraz z królem zawzięcie o czymś dyskutując. Zamilkli, gdy zobaczyli mężczyznę stojącego obok Kaina.
- Kim pan jest? Jak się pan dostał do pałacu?
Zapytał zimnym tonem król.
- Jestem dyplomatą z Tenebris, miałem dzisiaj przybyć do pałacu.
Odparł.
- A tak…Mogę wiedzieć o czym pan rozmawiał z moim przyszłym zięciem?
- Jestem jego ojcem, a Elizabeth matką. Chciałbym zabrać go do Tenabris…
I właśnie w tym monecie cały trwający szesnaście lat spisek legł w gruzach. Przez jedno zdanie wyrażające aż nazbyt wiele.
- Słucha?!- Ryknął wściekły król.- Elizabeth, czy to prawda?!
Elizabeth wypuściła dotychczas wstrzymywane powietrze.
- Nie ma sensu już tego ukrywać…Tak to prawda. Zanim cię, mój panie, poślubiłam, urodziłam syna. Mieszkał on w zapomnianej, pałacowej wieży. Niestety sprawy potoczyły się, tak jak się potoczyły
 i wylądował na dworze królewskim.
Oliver nie wierzył własnym uszom. Jego narzeczony był synem jego macochy. Mieszkał w zamku, a on go nigdy nie zauważył. Nie powiedział o sobie… Nie. Tu akurat wina była po jego stronie, przecież nigdy nie pytał. Podszedł do najwyraźniej przerażonego tą całą sytuacją Kaina. Nachylił się i szepnął mu do ucha:
- Chodźmy do moich komnat.
Chłopak skinął głową i wyszedł razem z Pawiem. Gdy tylko wyszli dyskusja w pokoju rozpoczęła się na nowo. Słychać było krzyki i wyzwiska, padające głównie pod nogi Elizabeth.
Gdy dotarli do komat Kain odetchnął z ulgą. Nie wiedział, co król z nim teraz zrobi. Bał się, że wrzuci jego dopiero odzyskanego ojca do lochów i zamknie na wieki. Stał pod drzwiami, w głowie mając najczarniejsze scenariusze, kiedy Oliver chwycił go za rękę i zaciągnął w kierunku kanapy. Chłopak usiadł na niej z niemałym oporem, bojąc się jej… co najmniej nienaturalnych reakcji. Paw usiadł obok niego.
- Opowiedz mi.
Powiedział, łagodnym tonem.
- Co opowiedz?
Książę przewrócił oczami.
- Opowiedz mi o twoim życiu. O tym, jak radziłeś sobie wcześniej…
Kain westchnął. Nie chciał już w sobie tego dusić. Nigdy z nikim nie rozmawiał na ten temat.
- Tak jak wcześniej słyszałeś, jestem synem Elizabeth i prawdopodobnie tego dyplomaty. Nie wiem. Nigdy nie znałem ojca. Byłem wychowywany w tajemnicy, mieszkałem w jednej z opuszczonych wież. Kiedy zacząłem sobie radzić sam wyszedłem z zamku. Niestety nie mogłem zamieszkać poza jego terenem, Elizabeth chciała mnie mieć przy sobie, żebym nikomu nie powiedział. Na ulicy nauczyłem się życia i dbania w o siebie. Jestem w Ro-mach. Trafiłem tutaj.  To by było na tyle…
Powiedział smętnie. Oliver wiedział, że to nie wszystko, a chciał wiedzieć więcej. Dużo więcej, ale nie nalegał. Wiedział, że chłopak musi się tym czuć przytłoczony. Nie chciał patrzeć, jak się załamuje. Chciał mu dać ciepło i oparcie, jakiego ten nigdy nie miał.
Kain miał gulę w gardle. Nie wiedział, jak Oliver zareaguje. Bał się, że zacznie na niego krzyczeć, wyśmieje go. Jakie było jego zdziwienie, kiedy poczuł, że oplatają go silne ramiona księcia. Wtulił się w niego ufnie, a po policzkach poleciały łzy. Trwali tak przez kilka dłuższych chwil. Gdy Kain się uspokoił odsunął się od Pawia zmieszany, ale i szczęśliwy. Ten przyciągnął go do siebie jeszcze raz
 i złożył delikatny pocałunek na jego ustach. Delikatne muśnięcie warg, a jednak wypełniło ich serca przyjemnym ciepłem.
-----------------------------------------------------
Wiem, że notki dawno nie było i przepraszam za to! Jednak mam nadzieję, że się podobało;)