wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 9.





David VonAlente szedł szybkim krokiem przez pałacowe korytarze. Wysoki, postawny mężczyzna zastanawiał się, w jakim celu został wezwany do sali królewskiej. Król Severyn lubił wzywać go nawet w najmniej potrzebnych sprawach, więc nie nastawiał się na jakieś poważniejsze rozkazy.
Przeszedł jeszcze kilka zakrętów, po czym stanął przed starannie rzeźbionymi drzwiami z ciemnego dębu. Zapukał.
- Wejdź Davidzie!
Zabrzmiał donośny głos władcy Tenebris. David posłusznie otworzył drzwi i wszedł do wielkiej komnaty, jaką była sala królewska. Pomieszczenie to cechował charakterystyczny, Tenebriski przepych. Ściany pokryte haftowaną  czerwoną tkaniną, fotele obite ciemną skórą i ciemne, drewniane biurko. Wszystko doprawione zostało ogromna ilością dekoracji w formie obrazów, waz i wiszących na ścianie trofeów myśliwskich. Dziwnie powykrzywiane pyski rozmaitych stworów patrzyły pustymi, szklanymi oczyma na każdego, kto odwiedzał ową salę, wywołując u nieszczęśnika nieswoje uczucia. Całości dopełniał ogromny żyrandol z czarnych pereł, świecący jasnym blaskiem. Był on jedynym źródłem światła, bowiem w pokoju nie było okien.
- Jak się domyślasz, nie jesteś tu bez powodu. Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, powiedz mi, jak ci się podobało w Samarii?
Davida zaskoczyło to pytanie. Przez chwilę przestraszył się nawet, że król dowiedział się o niektórych sprawach...
- Przecież byłem tak niecałe szesnaście lat temu!
Powiedział mężczyzna.
- Jak wyglądała wtedy Samaria?
Król nie odpuszczał. Z resztą Davis nie miał na to nadziei. Król Severyn Wielki nie miał zwyczaju odpuszczać, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Od czasu jego wstąpienia na tron, prawie dwadzieścia lat temu, w Tenebris wiele się zmieniało. Wznowiono handel z sąsiednimi królestwami, umocniono gospodarkę. Nikt nie sądził, że dwudziestoletni wówczas mężczyzna tyle zmieni w całym królestwie. Teraz doświadczony już król, mimo wszystko nadal słynął ze swoich dziwnych metod. Jednak nikt się mu nie sprzeciwiał. Cała jego muskularna postawa emanowała pewnością siebie. Zimno niebieskie oczy przeszywały na wylot a przeprószone już gdzieniegdzie siwizną ciemne włosy nadawały mu poczciwego i inteligentnego wyglądu.
- Cóż... był to młody kraj...który jeszcze przed sobą ma okres świetności...
- No właśnie. Teraz owy kraj od środka zżera choroba. Lud upomina się o władzę, sprawa jest kiepska. Ciągle dowiaduję się o coraz to nowych atakach ruchu Oporu. Ponoć w jednym z ostatnich ataków, próbowano TO przechwycić.
- To źle...znaczy cię gdyby im się udało, to prawdopodobnie rozpełznąłby się chaos...ale nadal nie rozumiem...
- Jedziesz do Samarii.
Powiedział Król władczym tonem.
- Słucham?
Zdziwiony do granic możliwości David prawie zatoczył się na stojące obok biurko.
- Jeszcze czterdziestka nie wybiła a tu już problemy ze słuchem... Jedziesz do Samarii! Dzisiaj! Będziesz podszywał się pod mojego dyplomatę i śrubujesz wybadać, jak się sprawy mają.
To mówiąc król wskazał mu ręką, że może odejść. Mężczyzna oszołomiony wyszedł na korytarz. W głowie mu się nie mieściło, że ma stawić się na dworze króla Samarii. Czeka go tam śmierć na miejscu, a jeśli nie, to Elizabeth osobiście postara się uprzykrzyć mu jego wizytę. Nie wie, jak jego była kochanka zareaguje na jego powrót po latach. Swoją drogą chciałby zobaczyć syna. Nie widział go od czasu, gdy był niemowlęciem. Nie wie, co chłopak robił, jak mu się żyje... nic o nim nie wie. Zatrzymał się przy jednym z wiszących na ścianie gobelinów. Przedstawiał on dzieci trzymające się za rączki. Gdy tylko pomyślał o swoim małym synku robiło mu się cieplej na sercu. A takie odwiedziny mogły dać mu niepowtarzalną okazję.
Postanowione! Jeszcze dziś wyjeżdża do Samarii!

------------------------------------------------------
Przepraszam! Na prawdę przepraszam za to, że notka jest tak króciutka i za to, że tak długo przez jakiś czas  notek w ogóle nie było. Moje zaniedbanie nie ma żadnego dobrego usprawiedliwienia, więc mogę tylko pokornie błagać o wybaczenie. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że wpisik się podobał.          
   

2 komentarze:

  1. Podobało się:) Ciekawe co z tego wyniknie bo może być ciekawie i to nawet bardzo. Może ktoś w końcu odkryje prawdę o Kainie? Szkoda że nie było naszej ulubionej parki bo u nich zawsze jest wesoło. Ale dlatego z taką niecierpliwością czekam na kolejną notkę
    I zapraszam do nie na nowe i stare blogi:) W razie pytań jestem na gg:) 35127975

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, że tak późno pisze komentarz, ale dopiero teraz dostałam się do neta:-)
    Wreszcie coś o tacie Kaina. Już wyobrażam sobie minę Elizabeth jak go zobaczy. Ale jest jakiś cień szansy, że Kain pozna swojego rodzica.
    Powodzenia w dalszym pisaniu. Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń